Ostatni Marsz Niepodległości był wyjątkowy, niestety nie w pozytywnym sensie. Co jednak spowodowało przerodzenie się obchodów święta narodowego w otwarte walki z policją? Uważam, że odpowiedź nie jest wcale taka oczywista, a wina może, w mojej opinii, przypadać nie tylko środowiskom narodowym, a w równym lub większym stopniu przedstawicielom władzy.
Marsz Niepodległości, rokroczna manifestacja patriotyczna, której formalny początek datuje się na 2011 rok, kiedy powstało oficjalne stowarzyszenie „Marsz Niepodległości”, każdego 11 listopada przyciąga tłumy ludzi, w większości, chcących w ten sposób celebrować Święto Niepodległości. Niestety, przez agresywną politykę medialną środowisk antykonserwatywnych, wydarzenie to jest często kojarzone z rzekomą manifestacją faszystów. Taka narracja pojawia się w mediach co roku zaraz przed oraz nawet po wydarzeniu. Tegoroczny Marsz Niepodległości był niepowtarzalny z kilku względów, niestety, w tym przypadku przymiotnik ten ma konotację pejoratywną.
Od 5 lat jestem uczestnikiem Marszów Niepodległości. Na własne oczy widziałem co dzieje się na każdym z nich i muszę przyznać, że biorąc pod uwagę relacje z poprzednich tego typu przedsięwzięć, każdy z nich przebiegał względnie spokojnie, jednak mniejsze incydenty są domeną każdej dużej demonstracji, manifestacji, strajku etc. Wobec tego, co spowodowało rozruchy na tegorocznym wydarzeniu? Moim zdaniem winy nie ponoszą wyłącznie bojówki kiboli, choć ich zachowania nie usprawiedliwiam i uważam ich sprawstwo za bezpośrednie. Zacznijmy od tego, że jestem osobą jak najbardziej liberalną w kwestii wolności słowa, do tego stopnia, że uważam, iż każdy powinien mieć prawo do wyrażania swoich poglądów, bez względu na ich treść, pod warunkiem pozwalania mówienia innym. MN sam w sobie jest inicjatywą środowisk narodowych, więc nic dziwnego, że przyciągają sporo ludzi o konserwatywnych poglądach, oraz, jak każde inne duże zgromadzenie, ludzi, którzy po prostu szukają zwady. Swoją drogą nazywanie ich „faszystami” jest dosyć dużą hiperbolizacją, ponieważ myślę, że nie posiadają oni zbyt rozbudowanych poglądów politycznych, będąc po prostu szukającymi zaczepki chuliganami. Prezydent m.st. Warszawy, obecnie Rafał Trzaskowski, wcześniej Hanna Gronkiewicz-Waltz, od lat próbował zdelegalizować omawiane wydarzenie, ze względu na charakter pojawiających się na nim haseł, nazwanych rzekomą „mową nienawiści”. Jest to moim zdaniem jednak broń obusieczna, ponieważ na marszach opozycyjnych, np. Antify, również pojawiają się hasła godzące w ludzi o poglądach konserwatywnych, błędnie nazywanych przez nich „prawicowcami”. Warto również zauważyć, iż środowiska liberalne zwykle głoszą poparcie dla idei „wolności słowa”, idąc tym torem narracji, nie powinniśmy wybierać, na które poglądy się zgadzamy a na które nie, tylko pozwalać ludziom głosić to, na co mają ochotę, słuchać lub też nie oraz zgadzać i nie zgadzać się z nimi. Zabranianie komuś mówić, nie tylko zazwyczaj nie przynosi skutku, zmuszamy tylko kogoś do głośniejszego krzyczenia, ale może powodować również frustrację i zachowania agresywne u osoby, bądź zbiorowości, którą staramy się „uciszyć”. Moim zdaniem prezydent Trzaskowski nie powinien zakazywać organizacji tego marszu, a jedynie zalecić jego nieorganizowanie lub powstrzymywanie się od uczestnictwa, ze względu na panującą zarazę, w szczególności biorąc pod uwagę jego aprobatę dla Strajku Kobiet i brak potępienia przez niego tego wydarzenia w kontekście epidemii, co Rafał Trzaskowski zrobił w przypadku MN. Niepowstrzymywane na siłę Marsze Niepodległości przechodziły zazwyczaj spokojnie, nie dochodziło do spektakularnych aktów wandalizmu czy starć z policją, wobec czego dla bezpieczeństwa zarówno uczestników, jak i osób postronnych, wydarzenie to nie powinno być radykalnie zakazywane, gdyż ten nic nie zdziałał, a jedynie był motorem dla wyładowywania swojej agresji przez niektórych, skrajnych uczestników przedsięwzięcia.
Z zakazem lub bez, Marsz Niepodległości i tak by się odbył. Od zarządu miasta zależało tylko to, w jakiej przebiegnie on formie: czy w miarę spokojnego i wolnego od radykalnych aktów wandalizmu przemarszu, czy rozruchów bojowych sfrustrowanych i pełnych agresji kiboli, bo nie oszukujmy się, nie wszyscy uczestnicy marszu rzucali się z petardami i kamieniami na policjantów, nie możemy generalizować. Z Covidem czy też bez z zakazem czy bez zakazu: niektóre przedsięwzięcia po prostu muszą się odbyć: Strajk Kobiet, Marsz Niepodległości etc. Na to nie zaradzi nikt i nikt tego nie może zakazać ani nikogo powstrzymać. Od władz zależy tylko tyle, jak sama manifestacja będzie wyglądać. Zamiast kierować się wyłącznie swoimi butnymi przekonaniami, rząd powinien mieć przede wszystkim na uwadze bezpieczeństwo obywateli.